Konik polny
Skakał raźnie konik polny.
Był wesoły i swawolny.
Gdy po trawie tak figlował
Poczuł , że go boli głowa.
Udał się do doktor Ważki.
Ratuj mnie, mam problem ważki.
Nie wiem ,to od tych swawoli
głowa mnie tak bardzo boli?
Zagląda ważka do ucha,
a tam się rozsiadła mucha!
W małych łapkach trąbkę trzyma,
dmucha, gąbkę swą nadyma.
I tak na tej trąbce gra
ile sił w swym ciele ma.
Ważka cap, muchę za głowę.
Nie ma muchy już – gotowe!
Konik polny wdzięczny wielce,
narwał kwiatów pełne ręce
i podaje jej z uśmiechem.
Wdzięczny śpiew rozbrzmiewa echem.
Morska świnka
Choć nie z morza, zwą mnie morską:
Gdy się złoszczę, trochę parskam.
Jestem świnką bardzo małą,
do zabawy doskonałą.
Gdy jabłuszko gdzieś zobaczę,
to z radości mocno skaczę.
Miła Zosia na mnie zerka,
bo chce zagrać ze mną w berka.
Robię różne też podchody
aby wejść na nasze schody.
Chociaż znam na pamięć drogę
to na schody wejść nie mogę.
Moje nogi są za krótkie.
Choć próbuję – z marnym skutkiem.
Chowam się też w Zosi szafie,
tam figlować też potrafię.
Słonik afrykański
Mieszkam z mamą na sawannie.
W wodzie myję się starannie.
Trąbą zimny prysznic robię.
Także uszy myję sobie.
Gdy sawannę przemierzamy,
idę zawsze blisko mamy.
Jestem przecież słoni malec,
trąbę ssę jak dziecko palec.
Trąba służy mi jak ręka,
bardzo duża z niej wyręka.
Kiedy bardzo głodny bywam,
do zjedzenia coś nią zrywam.
Jest mym nosem, nią oddycham.
Trąbą z wami się przywitam.
A gdy słonko razi blaskiem,
trąbą grzbiet obsypię piaskiem.
Uszy me ozdobą dużą.
W upał do chłodzenia służą.
A działają jak wachlarze !
Jak to robię, wnet pokażę.
Jeż
Jeżyk bardzo się najeżył,
bo na dróżce żmija leży.
To się zwija, to rozwija,
bardzo groźna w zygzak żmija.
Już się zbliża do żmii jeż,
Czy ją złapać, jeżu, chcesz ?
Oj, mój jeżu, bądź ostrożny,
bo jej jad jest bardzo groźny.
Zobaczyła jeża żmija
i ostrożnie go omija.
Mogło by się skończyć krwawo,
więc ucieka żmija żwawo.
Drepcze jeż swą dróżką w lesie,
w pyszczku dzieciom chrząszcze niesie.
Uśmiech się jeżykom szerzy
do wspaniałej tej wieczerzy.
Lew morski
U wybrzeży Galapagos
żyję, czasem ryczę na głos.
Kiedy leżę tak niedbale,
brzegi myją morskie fale.
Tu żyjemy w swej kolonii,
nikt nas tutaj nie przegoni.
Mam też dzieci, no i żony.
Odpoczywam, gdym zmęczony.
Lecz pożegnam was na chwilę,
bo popłynę ze dwie mile.
Tutaj w morzu na głębinie,
ryb ławica srebrnych płynie.
Muszę ruszyć w tę głębinę
łowić ryby, wnet wypłynę.