M A J K A

Majkę podarowała nam pani  Mirka. Jej pudliczka oszczeniła się i miała kilka młodych. Podziękowałam za śliczną czarną kulkę z figlarnie świecącymi czarnymi oczkami. Wyrosła na mieszańca pudla z foksterierem. Widocznie pudliczka popełniła mezalians i wyszła taka mieszanka. Majka była przylepna i łasa na pieszczoty. Bardzo lubiła słodycze, co nie było dla niej zdrowe, bo od słodkiego zaczynały jej ropieć oczy. Kiedy robiłam podwieczorek, nie można było jej odpędzić od stołu. Dostawała mały kawałeczek, ale nie odchodziła od stołu, Mówiłam więc: - Już nic nie ma. Wtedy stawała na dwóch łapach i patrzyła, czy mówię prawdę. Jeżeli widziała, że talerz jest pusty, odchodziła, ale gdyby dojrzała choć okruszynę, nie można było się jej pozbyć.  Lubiła być brana na ręce, siedziała, jak dziecko, trzymając łapki na mojej szyi.  
Miała dwie piłeczki. Nie wiem jakim cudem rozróżniała kolory, bo kiedy mówiłam przynieś niebieską, to taką przynosiła. Spała na łóżku w skrytce z oknem.
Kiedy przeprowadziliśmy się z mężem na ulicę Jackowskiego i zamieszkaliśmy z synem Geniem i synową Ireną w szeregowcu, Tadzio i mój tatuś zostali na starym miejscu. Została też Majka. Ja jeszcze zajmowałam się szyciem w dawnym mieszkaniu, więc codziennie przychodziliśmy tam z mężem. Zimą mąż palił w piecach. Majka zawsze wypatrywała przez okno, kiedy przyjdziemy. Widziałam jej czarny łebek i przylepiony do firanki nos. Kiedyś jednak zdumiałam się ogromnie, bo w oknie widać było białego psa. Okazało się, że Majka stoczyła walkę ze swoją poduszką i była cała w pierzu. Roboty przy sprzątaniu było niemało. Innym razem dorwała książkę. Pamiętam, że kupiłam chłopcom książkę Szklarskiego o przygodach Tomka. Niestety „przeczytała” ją tak dokładnie, że już była do niczego. Na swoim łóżku miała też swój kocyk. Niestety nie oparł się jej ząbkom, bo porobiła w nim efektowne dziureczki.
      Pewnego razu, gdy obiad był gotowy, Tadzio nadal bawił się na podwórzu. Powiedziałam do Majki: - Idź, zawołaj Tadzia na obiad. O dziwo, po chwili Tadzio przyszedł z podwórza z Majką i powiedział: - Przychodzę na obiad. Kiedy zdziwiona zapytałam, jak Majka dała mu znać, że ma przyjść, powiedział, że przybiegła do niego i zaczęła się oblizywać. Dawała znać, że ma iść za nią.
      Musieliśmy ją pilnować, bo lubiła się wymknąć na ulicę. Kiedyś szukaliśmy jej pół dnia. Innym razem biegając po ulicach, trafiła do kościoła.  Było to w maju. Odbywało się majowe nabożeństwo. W tłumie dostrzegła moją koleżankę i radośnie merdając ogonem podbiegła do niej. Koleżanka myśląc, że Majka przybiegła za mną do kościoła, powiedziała, żeby  
poszła do pani. Pies przybiegł do domu, a o jego pobycie w kościele dowiedziałam się na drugi dzień, kiedy koleżanka mnie odwiedziła.
       Minęło trochę czasu, Tadzio się ożenił i zamieszkał z żoną Danką na starym mieszkaniu. Był Wielki Tydzień, Danka upiekła babki na Wielkanoc, w tym jedną malutką do święconki. Oboje poszli do pracy. Kiedy ja przyszłam, Majka wybiegła na schody i radośnie mnie witała. Zdziwiło mnie, dlaczego z taką lubością się oblizuje. Okazało się, że zjadła małą babeczkę  synowej uznając, że jest pewnie dla niej przeznaczona. Ponieważ nie było już czasu na upieczenie nowej babki, poszłam do miasta i kupiłam podobną małą babeczkę.
       Po roku młodzi przeprowadzili się do bloków. Synowa urodziła córeczkę, której nadali imię Iwona Maria. Podjęłam się opieki nad nią. Rano wstawałam o 6-tej, żeby iść do małej, bo syn z synową wychodzili do pracy na godzinę 7-mą. Czekałam, aż  Iwonka się obudzi. Po umyciu i nakarmieniu ubierałam ją i jechałyśmy na stare mieszkanie. Miałam jeszcze obowiązek wobec ojca, który chorował. Mąż szedł tam wcześniej i zimą palił w piecach, żeby było ciepło ojcu i nam, gdy przyjedziemy. Majka czekała na nas i kiedy widziała, że wjeżdżam wózkiem na podwórze, wybiegała nam naprzeciw i zaraz zaglądała do wózka. Z początku była trochę zazdrosna o dziecko. Kiedy trzymałam Iwonkę na ręce, łapką trącała moją rękę, wyciągała mordkę i próbowała lizać mnie po twarzy, jakby chciała powiedzieć: Ja ciebie też kocham, weź mnie też na ręce. Z czasem pokochała Iwonkę i bardzo często bawiły się   razem.
     Kiedyś w sobotę odkurzałam mieszkanie. W pewnym momencie poczułam potworny ból w kręgosłupie. Łzy same leciały mi z oczu. Gdy Majka zobaczyła, że coś się ze mną dzieje, tak się przejęła, że biegała jak oszalała. Kiedy położyłam się na tapczanie skoczyła za mną i piszcząc, lizała mnie po twarzy. Biedna Majka nie wiedziała, jak mi pomóc.
     Jak każda kobieta lubię biżuterię. Noszę klipsy, kolczyki, jedne kolczyki miałam na sprężynkę. Taka właśnie sprężynka spadła mi na gęsty dywan. Szukałam jej na klęczkach, przesuwając ręką po dywanie. Majka widząc, że czegoś szukam, też zaczęła szukać. W pewnej chwili podeszła do mnie z wyszczerzonymi zębami, w których trzymała małą sprężynkę. Byłam bardzo zdziwiona, a zarazem ucieszona. Przeważało jednak zdziwienie, bo skąd ona wiedziała, czego ja szukam?
      Jak już wspominałam wcześniej, zajmowałam się szyciem. Do szycia używałam poduszeczki ze szpilkami. Musiałam bardzo uważać, chować ją przed Majką, bo kiedy się tylko do niej dorwała, brała między łapy i wyciągała szpilkę po szpilce. Mogło to się tragicznie skończyć. I zdarzyło się, że szpilka wbiła jej się w podniebienie. Na szczęście dostrzegłam to w porę i wyciągnęłam tę szpilkę. Od tej pory jeszcze bardziej pilnowałam poduszeczki ze szpilkami.
     Majka miała bardzo dobre serce i była kochanym psiakiem. Miała tylko jedną wadę, była straszną obrażalską. Kiedy się na nas obrażała,  niczym nie można było jej przekupić, nawet kawałkiem czekolady, którą tak lubiła. Bardzo lubiła biegać. Biegała bardzo szybko. Braliśmy ją do parku i tam były zawody w bieganiu. Bawiliśmy się w chowanego, zawsze nas znalazła. Mieliśmy piękną czarną królicę. Kiedyś wypuściliśmy ją na podwórze. Majka też przybiegła i zaczęła królicę gonić, ale w pewnym momencie królica się odwróciła i zaczęła gonić Majkę i tak dobrą chwilę bawiły się w gonionego. Raz Majka goniła królicę, to znów ona goniła Majkę. Był to przemiły widok, taka komitywa między nimi. Królica była bardzo oswojona  Kiedy rozwieszałam sznur do prania, ona szła za mną  jak piesek. Kiedyś weszła za mną do mieszkania na piętro.
Majka odeszła od nas w sile wieku. Została po niej żywa pamięć. Ile razy ją wspominam, ciepło opromienia  serce.