Święta chwila

Krystyna Grys należy bez wątpienia do grona najbardziej znaczących osobowości poetyckich w Wielkopolsce. Ceniona przede wszystkim w rodzinnym Lesznie, stała się jego wizytówką, twórczynią kojarzoną z miastem i okolicami, nie stroniącą wszakże od daleko idących uniwersalizacji i lirycznego opisu zjawisk, z którymi człowiek obcuje w ciągu życia.

Tak powstały wiersze, które ukazują fenomen istnienia od narodzin do śmierci, mądrego uczestnictwa w rzeczywistości i nieustannego czuwania na warcie wrażliwości. Czytelnik znajdzie w tych utworach obrazy wielkich miast i wsi, miasteczek, obiektów architektonicznych i miejsc szczególnych, zapozna się też z ciągiem sakralnych zdarzeń, które wyznaczały horyzont kolejnych dni i lat. Prawdziwa poezja tworzy własną mitologię i aurę, odtwarza tajemny kod, ukryty w chwilach najprostszych, odnajduje znaki przeznaczeń i nieuchronnych momentów w biografii. W takim rozumieniu liryka ta osiąga swoje apogeum w opisie świata odkrywanego na nowo i nieustannie rekonstruowanego myślą, metaforą i słowem – w taki sposób zyskuje ona wyjątkowość, piękno i wartość ponadczasową. Każde życie jest wkraczaniem w nowe rewiry, w  zakazane obszary, w przestrzenie ledwie tylko przeczuwane i antycypowane w snach i marzeniach, ale też jest utwierdzaniem się w przekonaniu, że zmierzamy do jakiegoś celu, że ziemska wędrówka ma głęboki sens i nieustannie wzbogaca naszego Ducha. Bardzo ważna jest też funkcja ocalająca, która pozwala katalogować chwile i zyskiwać pokrzepienie w trudnych momentach: Klepsydra/ przesypuje/ dobre/ i złe dni/ W księdze życia/ szukam/ przegapionych szczęść/ Zbieram okruchy/ ciepłych słów/ Chowam w zanadrzu/ Aby się nimi ogrzać. Każda nowa książka staje się rozdziałem życia i zamyka to, co w danej chwili poetka pragnęła przekazać światu, co współtworzyło jego konstrukcję i pozwalało wierzyć, że nic nie stało się bez powodu i nic nie zostało zaprzepaszczone.
    Odchodzenie dni i lat, pożegnania z bliskimi osobami i miejscami inicjacji są nieuchronne – upływ czasu to przecież nurt/ który przez nas/ nieustannie/ przepływa/ w nicość. Ale w poezji Krystyny Grys staje się on też wewnętrzną siłą burzącą i dźwigającą z ruin, nieustannie zaskakującą i będącą jedyną pewną wartością fizyczną. To immanentna cecha tych utworów, które prezentując jakąś rzeczywistość, dają jednocześnie możliwość innego jej oglądu, stosują zasadę antytetyczności. Tak cierpieniom z powodu choroby przeciwstawiona zostaje żarliwa miłość, tak zaprzeczeniem śmierci staje się żywotność wnuków, tak smutek egzystencji znosi radość z obcowania z prawdziwym pięknem. Wiersze pisane z sercem zatrzymują bieg czasu i stają się żywymi fotografiami, nieustannie pulsującymi emocjami i lśniącymi barwami, przenoszącymi w dal czułe szepty i śpiewy, dalekie wołania i brzmienie ciszy. To zarazem lustra, które ukazują świat w takim momencie, gdy powstawały, gdy światło po raz pierwszy i ostatni ożywiło w nich barwy i subtelne konstrukcje. Zdumiewające są umiejętności mimetyczne poetki, która w słowach potrafi utrwalić kształt i wymiar, oddech i lśnienie, a przy tym umieszcza w nich przesłanie do czytelnika, zapowiedź odejścia i zarazem pozostania na zawsze. Nikt nie potrafi oprzeć się destrukcyjnej sile czasu, ale poezja może jednak zatrzymywać jego bieg i tworzyć przestrzeń, w której obowiązują prawa pierwotnej, kosmogonicznej wyobraźni. Wszystko tam niesie jakąś informację, wszystko staje się komunikatem i wszystko dopełnia się w sile stworzenia, zyskuje najprostszą i zarazem najczystszą etymologię. Takie twórcze dopełnianie przestrzeni i takie uświęcające jej opisywanie daje tutaj olśniewające efekty, ocala świat jednego człowieka, który staje się spektrum wszystkich ludzi – tego rodzaju najprostsze przypomnienie, taka pokora w odzwierciedlaniu Boskiej jedności, charakteryzuje byty, które wiele w życiu doświadczyły, a zarazem nauczyły się cenić każdą darowaną im chwilę. Dla nich: Kształt i formę/ wyrzeźbiło poczęcie – dla nich: Linia życia/ wyznacza kres / za którym wymiar/ nieskończoności; dla nich chwila równa jest wieczności.
    Czas jest tajemnym kodem, pośród którego rodzimy się, wzrastamy i ostatecznie przemijamy, ale nawet on nie potrafi przeciwstawić się żarliwej miłości. W twórczości Krystyny Grys staje się ona ożywczą energią, która daje wiarę, ale też bywa ogniem, który spala na popiół, nihilizuje najpiękniej i najdotkliwiej. Zapisana we wspomnieniach i elementarnych doznaniach, w dotyku ciał i w gestach, w słowach i uśmiechach, a nade wszystko w przyspieszonym pulsie krwi, jest doświadczeniem egzystencjalnym równym wadze dzieciństwa i eschatologii, staje się odpowiedzią na dręczące pytania, chlebem codziennym i bólem nie do zniesienia: Czym mam karmić/ moją duszę/ kiedy zabrakło/ chleba miłości/ Noszę w sobie/ wspomnienia/ Są jak czerwone/ róże/ Odurzają zapachem/ ranią kolcami. Pierwiastkowe uczucia nas wzbogacają, ale też stają się ranami, z których nie przestaje sączyć się mistyczna krew – dają nam doznania nieporównywalne z niczym, ale też zabierają młodość i naiwne przekonanie, że trwać będą wiecznie. Czy rozgrywać się będą we włoskich pejzażach, czy pod gwiaździstym niebem Północy, czy pojawią się w młodym, czy w starszym wieku, za każdym razem będą obietnicą spełnienia i przegrania, unii ciał i myśli, ale też odejścia i śmierci. Niewielu twórcom udało się to wyrazić tak dobitnie, niewielu pozostawiło wiersze, w których miłość jest tak prawdziwa i zarazem tak okrutna w swojej ostateczności. Kontemplacja życia i miłości ma tutaj wymiar filozoficznej syntezy: To chwila/ w kosmosie czasu/ Zanurzona w nim/ po uszy/ zachłannie  czerpałam/ miłość/ szczęście/ radość/ Cierpienie samo/ mnie znalazło. To jest spojrzenie jednostkowe i zarazem próba formułowania sentencji ogólnych, odnoszących się do całego rodzaju ludzkiego, to jest konkretna  m i ł o ś ć,  wrażliwej kobiety, ale też prawda o uczuciu, które stale przydarza się ludziom i będzie miało taki sam wymiar w następnych stuleciach i tysiącleciach. Poezja najprawdziwsza brzmi najprościej, staje się ontologią w sposób nieomal niewidzialny, zyskuje wymiar esencjonalny, gdy oddaje słodki i gorzki smak życia, a przy tym nie traci niczego z jego ulotności, oddechu, lśnienia świętej chwili, którą każdy z nas otrzymał od losu…     


Dariusz Tomasz Lebioda